top of page

Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz także tego dokonać - narty z Active Therapy



Zima kojarzy się pewnie większości z Was z siedzeniem w domu przed telewizorem. Mi też tak do tej pory się kojarzyła i szczerze mówiąc nigdy nie lubiłam tej pory roku. Mróz, śnieg, ślisko, wszystko to utrudnia mi wyjście z domu a do tego jeszcze szybko marznące nogi nie zachęcały mnie do zimowych spacerów. Do niedawna.

Od kiedy dowiedziałam się, że Podniebna Drużyna Fundacji SMA organizuje wyjazd do Białki Tatrzańskiej aby jeździć na nartach wraz z Active Therapy, zapragnęłam także tego spróbować. Po rozmowie z mamą oraz z Asią Czaplą (przyjaciółką z SMA) postanowiłyśmy, że jedziemy! Dla osób aktywnych sezon zimowy naturalnie kojarzy się z szusowaniem po stoku. Dla mnie - osoby na wózku - do tej pory było to coś nierealnego.

Po kilku godzinnej jeździe autem wreszcie dotarliśmy na miejsce. Poszliśmy na obiad a po obiedzie było jeszcze trochę czasu na odpoczynek w pokojach przed po południowymi atrakcjami. Cały ten czas spędziłam na ciągłym zerkaniu na zegarek z niecierpliwością wyczekując wyznaczonej godziny, na którą umówione byłyśmy na jazdę na nartach. Kiedy wreszcie nadeszła 15:30 wyruszyłyśmy na Kotelnice - stok na którym odbywały się jazdy. Z szybko bijącym sercem dotarłyśmy na stok, po chwili zamieszania żeby ustalić gdzie mieliśmy się spotkać, znaleźliśmy Dominika - naszego instruktora z którym mieliśmy jeździć. Dominik akurat skończył jazdę i się z nami przywitał. Pierwsza jeździła Asia, potem ja. Po dość długim oczekiwaniu na dworze i zmarznięciu udałam się z mamą obok do karczmy. Byłam już trochę zmęczona a ból biodra utrudniał mi siedzenie. Nagle poczułam strach, że nie wiem czy dam radę wytrzymać godzinną jazdę plus do tego trochę czasu na odpowiednie ułożenie mnie w "siedzisku na nartach" czyli dualski. Po skonsultowaniu się z Dominikiem powiedział, że nie ma możliwości przełożenia mojej jazdy na inny dzień ze względu na zajęte terminy czyli albo teraz albo wcale. Pomyślałam sobie, że jechałam tyle kilometrów, czekałam tak długo, nie mogę teraz zrezygnować! W karczmie wypiłam gorącą herbatę trochę się rozgrzałam i postanowiłam, że dam radę! Wiedziałam, że ból biodra jakoś będę w stanie znieść jeszcze trochę czasu. Wyszłyśmy z karczmy, przyszła moja kolej jeżdżenia. Było już praktycznie ciemno, stok był pięknie oświetlony, znikoma ilość ludzi sprawiła, że było bardzo spokojnie. Asia była zachwycona, mówiła, że jest super! Podekscytowana wsiadłam - a właściwie wsadzili mnie - w mój nowy pojazd (tym razem bez kół 😛 ) i się zaczęło... Poprawianie, ustawianie, zapinanie, pytania ''czy na pewno mi wygodnie?'', ''czy tak głowa będzie dobrze?'', ''czy wszystko ok?'', ''czy mi ciepło?''... itp. itd. Miałam ze sobą 8 kobiet, pytań było mnóstwo, uwierzcie 😀. A do tego mnóstwo żartów i śmiechu z Dominikiem, który jest mega pozytywnym i cudownym człowiekiem. Profesjonalny, panujący nad sytuacją, spokojny, opanowany a do tego bardzo zabawny czym rozluźniał atmosferę i uspokajał moją mamę, że wyjdę z tego jak najbardziej w jednym kawałku. Gdy już byłam gotowa padło najważniejsze z pytań ''Jak biodro? Boli?''. Biodro? Jakie biodro? - miałam zapytać. Ze wszystkich tych emocji w ogóle o nim zapomniałam, zupełnie nie czułam bólu, nie mam pojęcia gdzie się podział i jak to się stało ale nie miałam też wtedy czasu na to, żeby o tym myśleć bo nadeszła pora na najprzyjemniejszą rzecz.

Pierwszy wjazd na górę wyciągiem był równie ekscytujący co późniejsza jazda. Po ustawieniu się przed bramkami, wjechaniu na taśmę, aż w końcu zamknięciu barierki na krzesełku na którym siedziałam, nie wierzyłam, że na prawdę to robię... To było niesamowite! Unosiliśmy się wysoko nad stokiem, czułam, że lecę! Zawsze patrzyłam na takie wyciągi w telewizji czy właśnie na stacjach narciarskich i zastanawiałam się jak fajnie musi być tam wysoko, pewnie dla narciarzy to coś normalnego bo mnóstwo razy wjeżdżają na górę, żeby ponownie zjechać na dół. A teraz ja to robiłam! To był jak najpiękniejszy sen z którego za chwile masz się obudzić... ale to na szczęście nie był sen! Po dotarciu na górę i słowach Moniki ''iii jedziesz na nogach!'' przez moment na prawdę się tak poczułam jakbym jechała na własnych nogach. Dla mnie mega dziwne uczucie, które nawet nie wiem jak opisać. Zamienić koła wózka na narty to kolejna z nietypowych rzeczy, którą nie można porównać do niczego innego. Kto jest na wózku ten wie o czym mówię a kto nie jest niestety się o tym nie dowie bo nie mam pojęcia jakich słów mogłabym tutaj użyć. Na nartach obok mnie jeździła moja siostra Dominika i przyjaciółka Monika, która mnie nagrywała czyli nie byłam sama. Dominik co chwila pytał czy wszystko w porządku. Czułam się bezpiecznie. Zaczęliśmy jechać. Prawo i lewo i prawo i lewo... Pędziłam po stoku jak prawdziwy narciarz w ogóle nie zwracając uwagi na to, że za mną stoi ktoś kto tym steruje. Czułam się wolna. To chyba najlepsze uczucie jakiego kiedykolwiek doświadczyłam. Coś wspaniałego! Pierwszy zjazd zjechaliśmy na dół gdzie wszyscy stali i czekali na moje wrażenia, pod wpływem tylu emocji wydukałam tylko, że jest super i pojechaliśmy znowu na wyciąg.

Tym razem wjechaliśmy na samą górę wyciągiem 6-osobowym, jechaliśmy na krzesełku wszyscy razem, wspólnie z siostrą robiłam sobie zdjęcia, siedziałyśmy koło siebie na wyciągu, jeździłyśmy razem na nartach... Po raz pierwszy w życiu w tamtym momencie, w tamtej chwili poczułam się tak samo jak moja siostra, nie było żadnych ograniczeń, robiłyśmy dokładnie to samo razem. Było cudownie! Noc, światła, widoki... Godzina upłynęła nie wiadomo kiedy. Dla mnie to było dosłownie jak góra 15 minut. Poczułam trochę żal, że tak krótko, że tylko raz będę jeździć, że to już koniec. Po zjechaniu już na dół, słowach zachwytu, zdjęciu całego sprzętu i znowu zasiądnięciu na moich 4-rech kołach popędziliśmy już i tak spóźnieni na kolacje. Po kolacji, którą i tak poskubałam jak ptaszek, rozdzwoniły się telefony. Najpierw rozmawiałam z tatą, któremu opowiedziałam wszystkie wrażenia, na co on spytał: ''To kiedy kolejny raz?'' a ja na to, że to już niestety koniec, więcej nie będę jeździć bo Dominik ma zajęte terminy. Tata oczywiście był zdziwiony, że przyjechałam tyle kilometrów, żeby tylko przez godzinę sobie pojeździć. Właśnie z tego powodu byłam troszeczkę smutna bo właśnie "załapałam bakcyla" narciarza, właśnie dopiero co się zaczęło a już się skończyło. No jak to? Musiałam spróbować coś z tym zrobić!

I jak się pewnie domyślacie na tym się nie skończyło! Jeden mój komentarz na Facebooku w grupie stworzonej specjalnie na cel tego wyjazdu zdziałał cuda. Dzięki niemu w sobotę po południu dostałam smsa od Łukasza - naszego całego organizatora - że mam możliwość jeżdżenia z Dominikiem jeszcze jutro rano o 9 i czy mi pasuje. No oczywiście, że mi pasuje! Ja to mam jednak szczęście - pomyślałam. W niedzielę już wszystko poszło dużo sprawniej i szybciej jeśli chodzi o kwestie techniczne. A i jazda też była troszeczkę inna. Szybsza! Co mnie niezmiernie cieszyło 😀. Dziewczyny nie mogły mnie dogonić a ostatni zjazd tak pędziłam, że nawet mama nie zdążyła mnie nagrać.

To był cudowny weekend, niesamowite wspomnienia pozostaną ze mną na zawsze! Wierzę, że nie ma rzeczy niemożliwych! A teraz słówko ode mnie dla Was, jeśli macie jakieś być może dawno już zapomniane marzenia, które zagubiły się gdzieś w wirze codziennych obowiązków to możecie, NIE! Jesteście w stanie je zrealizować! Myślę, że ja i cała Podniebna Drużyna Fundacji SMA jesteśmy tego doskonałym przykładem!

A teraz nadszedł czas na podziękowania . Dziękuję Podniebnej Drużynie Fundacji SMA za zorganizowanie całego wyjazdu, Active Therapy a w szczególności Dominikowi Jonasowi za możliwość przeżycia wspaniałej przygody. Mam nadzieje, że to dopiero jej początek! Dziękuję również mojej ekipie, która tam ze mną była czyli: Mamie za dowiezienie nas całych i zdrowych oraz odwagę w kierowaniu tylu kilometrów i nie dostanie zawału na stoku Dominice - mojej wspaniałej siostrze - za to, że była tam ze mną i wspierała mnie. <3 Monice - przyjaciółce - za panowanie nad sytuacją i rozśmieszanie towarzystwa. Asi - przyjaciółce - za to, że jesteś tak samo szalona jak ja (a czasem może nawet bardziej 😀)! Gosi i Kasi - przyjaciółkom - za martwienie się o mnie. Ilonie - siostrze Moniki - za robienie nam pięknych zdjęć. Pani Iwonie - mamie Asi - za odwagę w realizacji naszych (moich i Asi) szalonych pomysłów. Dziękuję!!!

A poniżej filmik z jazdy na nartach :)


#ActiveTherapy #PodniebnaDrużynaFundacjiSMA #dualski

0 komentarzy
bottom of page