top of page

Kreta – największa grecka wyspa i… mnóstwo przygód :)

Zaktualizowano: 9 sie 2018


Słoneczna Kreta – największa grecka wyspa położona na morzu Śródziemnym. Decyzja o tygodniu spędzonym na Krecie właściwie zapadła spontanicznie i wzięła się od „niewinnego” sprawdzenia z jakiej wyspy greckiej da się udać na wycieczkę na Santorini. Santorini to mała, grecka wysepka z bajecznymi widokami i moje wielkie marzenie, ale dokładnie o tym w specjalnym wpisie TU! Od sprawdzenia do wyjazdu już nie dzieli tak naprawdę długa droga :D. Jedna wizyta w biurze podróży, oferta Last Minute iii… za miesiąc lecieliśmy na Krete!

Te wakacje były wyjątkowe nie tylko dlatego, że spełniło się moje marzenie, ale również dlatego, że na samym początku dostarczyły nam wielu przygód ;). A zaczęło się bardzo niewinnie, bo od parkingu lotniskowego. Zawsze zamawiałam parking w tym samym miejscu, na którym zostawialiśmy auto i Panowie z obsługi parkingu odwozili nas na lotnisko. Tym razem było tak samo, zamówiłam wszystko przez internet na szczęście zaznaczając dokonanie opłaty na miejscu. Po dojechaniu na miejsce okazało się, że nic tam nie ma, nie ma żadnego parkingu, telefon, który był podany na rezerwacji nie odpowiadał. Na szczęście po kilkunastu minutach krążenia po okolicy udało się nam znaleźć inny wolny parking. Wydawać by się mogło, że sytuacja jest opanowana i wystarczy nam wrażeń na ten dzień ;). Nic bardziej mylnego! To był dopiero początek! Gdy dotarliśmy na lotnisko ustawiła się już kolejka do odprawy. Ja z racji tego, że jestem osobą niepełnosprawną zostałam poproszona o podejście do stanowiska jako jedna z pierwszych osób. Wszystko przebiegało dobrze, paszporty, bagaże, naklejka na wózek… do momentu, w którym mama powiedziała, że mamy jeszcze jako bagaż podręczny mój respirator nieinwazyjny, czyli urządzenie, którym wspomagam swój oddech TYLKO w nocy. No i się zaczęło! Chociaż wszystko było zgłaszane dużo wcześniej przez biuro podróży, dokumenty wypełniane przez Panią Doktor i wysyłane mailowo to na lotnisku powiedzieli, że wszystko powinniśmy mieć przy sobie a nie zostawiać w biurze podróży. Staliśmy tam ze 2 godziny i próbowaliśmy coś ustalić, zapewnialiśmy, że respirator nie będzie używany na pokładzie samolotu i jest mi potrzebny tylko w nocy (albo nawet i nie). Wszyscy pasażerowie zostali już odprawieni, do wylotu samolotu zostało jakieś 45 minut a my nadal czekamy. To było bardzo stresujące, ale w końcu JEST! Mail z dokumentami został ponownie wysłany przez biuro podróży, dotarł do nich na lotnisko i wreszcie mogliśmy się odprawić. Szybkim krokiem udaliśmy się pod nasz Gate i odetchnęliśmy z ulgą. NIE! To jeszcze nie koniec przygód :)! Po chwilowym odsapnięciu rozpoczęła się odprawa już do samolotu. Wszyscy wsiedliśmy do samolotu i czekamy… 5 minut, 10 minut, 30 minut… Z racji tego, że był to dość upalny dzień u nas w Polsce w samolocie było duszno a do tego czas wydawał się płynąć jakby w zwolnionym tempie. Po około 40 minutach spędzonych w samolocie (na ziemi) dostaliśmy informacje o awarii i o tym, że będziemy musieli opuścić aeroplan do czasu naprawy bądź też podstawienia zastępczego samolotu i… nie wiadomo jak długo to potrwa. A więc czekało nas kilkugodzinne siedzenie na lotnisku. Planowany czas wylotu mieliśmy o 13:30 a wiadomość dotyczącą naprawy samolotu dostaliśmy dopiero około 19:00. A więc z Polski wylecieliśmy przed godziną 20:00. Chyba każdy był trochę zdenerwowany mając świadomość, że ten samolot już raz się zepsuł a zwłaszcza moja mama, którą rozbolała głowa. Nawet sam Pilot jeszcze przed startem wyszedł z kokpitu i zapewniał nas o tym, że samolot jest bezpieczny i nie mamy się czego obawiać, bo on także nie ryzykowałby swojego życia, gdyby nie był tego pewny. To trochę uspokoiło nasze emocje :). Po około 3 godzinnym locie dotarliśmy na miejsce około północy czasu miejscowego. Gdy przywitaliśmy się z naszą rezydentką na lotnisku i powiedzieliśmy do którego hotelu jedziemy usłyszeliśmy: „ale wiecie Państwo, że w tym hotelu są wszędzie schody?”. Co jeszcze?! – pomyślałam. Niech ten dzień się wreszcie skończy! Cóż było robić? Już i tak zmęczeni i zdenerwowani wsiedliśmy do autokaru, który rozwoził turystów po hotelach. Gdy około godziny 1 w nocy dotarliśmy na miejsce, poczułam morską bryzę i odetchnęłam z ulgą – w końcu na miejscu! Hotel składał się z licznych niskich budynków tzw. bungalowy i tym samym nie miał wind dlatego biuro podróży zgłosiło potrzebę pokoju na parterze, niestety na miejscu w nocy okazało się, że nie ma wolnych pokoi na parterze i być może zwolnią się jutro. Każdy z nas już był za bardzo zmęczony, aby się jeszcze o to spierać, a więc postanowiliśmy pokonać te kilkanaście schodów i wreszcie położyć się spać.

Nazajutrz rano mieliśmy spotkanie z rezydentką w sprawie wycieczek, próbowaliśmy jeszcze coś załatwić z pokojem, ale niestety nic się nie dało, gdyż wszystkie pokoje na dole były zajęte. Wysłuchaliśmy opowieści rezydentki co do lokalnych wycieczek i wybraliśmy dla siebie 2 – Santorini i wycieczkę po wyspie z głównym jej punktem, czyli wyspą Elafonissi z różowym piaskiem na plaży.

Nie wspomniałam jeszcze o tym, że hotel nasz był położony bezpośrednio przy plaży co było mega wygodnym rozwiązaniem, bo leżaki na plaży były bezpłatne i nawet leżąc przy basenie widziało się kawałek morza. Hotel był bardzo kameralny, spokojny z pysznym, prawie jak domowym jedzeniem i wspaniałą obsługą, która specjalnie dla nas rezerwowała stolik na stołówce i pytała, czy mamy jakieś specjalne życzenia co do jedzenia. Resztę pierwszego dnia spędziliśmy na plaży i na odpoczynku, gdyż następnego dnia o 5 nad ranem mieliśmy zaplanowaną wycieczkę na Santorini! Santorini postanowiłam poświęcić osobny wpis, dlatego więcej o Santorini TUTAJ!

Po trudach i zapierających dech widokach Santorini kolejne 2 dni spędziliśmy na leniuchowaniu czyt. plażowaniu, pływaniu, czytaniu książek oraz wieczornych spacerach po Krecie.

Piątego dnia udaliśmy się na wycieczkę po wyspie. Pierwszym jej punktem była tawerna oraz wyżej jaskinia Dikte, która wedle wierzeń starożytnych Greków była uznawana za miejsce narodzin Zeusa. Ze względu na to, że do jaskini było mnóstwo wąskich, stromych schodów ja razem z mamą postanowiłyśmy zostać w tawernie, która była znacznie niżej i do której udało się bez większych problemów dostać po pokonaniu kilkudziesięciu schodków. Tam spróbowaliśmy lokalnych specjałów kreteńskiego alkoholu, czyli Ouzo, wypiliśmy chyba najlepszy w życiu sok ze słodkich pomarańczy oraz zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie z właścicielem tawerny. Gdy reszta wycieczki wróciła z jaskini udaliśmy się w dalszą podróż. W niedalekiej odległości znajdował się malowniczy klasztor Panagia Chrissoskalitissa, który był naszym kolejnym punktem. Klasztor ten jest jednym z najbardziej popularnych klasztorów na Krecie, dzięki swojej architekturze. Bielony budynek, zbudowany jest na 35 metrowej skale, z widokiem na Morze Libijskie. Nazwa klasztoru oznacza złote schody wiąże się, jak to w takich miejscach bywa z legendą. Aby pielgrzymi mogli dotrzeć do klasztoru musieli pokonać 98 schodów, a w zasadzie 99. Ostatni złoty schodek był widoczny tylko dla wierzących. Po około 40 minutowym przystanku wyruszyliśmy na wyspę Elafonissi przez pasmo gór oraz wąwóz Topolia. Widoki były bardzo ciekawe i malownicze a wąska, kręta droga dostarczała dodatkowych wrażeń. Po kilku minutach jazdy przed naszymi oczami ukazał się widok niczym z egzotycznego raju. Elafonissi – nieziemska wysepka połączona laguną z różowym piaskiem z wybrzeżem Krety! Ciepła i krystalicznie czysta woda o barwie przechodzącej od zieleni, aż do głębokiego błękitu, sąsiaduje z pięknymi szerokimi plażami, których biały piasek jest w niektórych miejscach przemieszany z połamanymi muszelkami oraz okruchami koralowca tworzącymi malownicze różowe pasy. Całość wygląda bajecznie i robi niesamowite wrażenie! Co ciekawe na wysepkę można dostać się przechodząc przez płytkie po kolana wody przybrzeżne. Elafonissi leży na południowo-zachodnim wybrzeżu Krety skąd dzieli ją już tylko około 300 km od Afryki, dlatego słońce świeci tam wręcz pionowo do późnych godzin popołudniowych. Jedynie dość silny wiatr i bryza morska sprawiają, że pobyt na Elafonissi staje się przyjemnością. W dniu, w którym byliśmy na Elafonissi podobno było tam około 50 stopni w słońcu i tylko dzięki wiaterkowi oraz bryzie dało się tam wytrzymać. Na plaży spędziliśmy tylko około 3 godziny a i tak byliśmy dość mocno opaleni i na wieczór konieczne było użycie żelu chłodzącego i kojącego skórę. Ostatnim punktem naszej wycieczki była winiarnia, gdzie mogliśmy skosztować oraz zakupić pyszne lokalne greckie wina.

W kolejnym dniu po południu wybraliśmy się na zwiedzanie dawnej stolicy Krety, czyli Chanii. Do miasteczka mieliśmy około 20 minut autobusem podmiejskim. Największym atutem Chanii jest rejon Starego Miasta oraz piękny Port Wenecki. Ścisła zabudowa starych kamienic rozdzielona niewielkimi uliczkami tworzy niesamowity klimat tego miasta. Odwiedzając miasteczko rozkoszowaliśmy się spacerem wzdłuż portu przez kilka godzin. Zakupiliśmy trochę pamiątek i zmęczeni słońcem wróciliśmy do hotelu na wieczór.

Ostatni dzień spędziliśmy na odpoczynku i opalaniu. A potem pozostało już tylko pakować walizki i opuszczać piękną, słoneczną Krete.

Podsumowując Kreta to jedna z najchętniej odwiedzanych greckich wysp. Ślady starożytnej kultury minojskiej, piaszczyste plaże, wspaniałe krajobrazy – wszystko to przyciąga rzesze turystów. Dla mnie jest przede wszystkim pięknym wspomnieniem, dzięki któremu spełniło się moje marzenie. Na Krecie nie odkryłam jeszcze wielu wspaniałych miejsc jak chociażby miast Rethymno, Heraklion (stolicę Krety), najsłynniejszy pałac minojski w Knossos, laguna Balos oraz wyspa Gramvousa. Tydzień to zdecydowanie za mało na to, aby zwiedzić wszystkie te miejsca a przy tym jeszcze trochę odpocząć na plaży, ale mam cel po to, aby tam wrócić! :) #Kreta #przygody #lastminute #wakacje #thebest #greece #grecja #holiday #MorzeŚródziemne #happytime #relax #jaskiniadikte #ouzo #tawerna #zeus #mitologia #Panagia #Chrissoskalitissa #MorzeLibijskie #Elafonissi #wąwózTopolia #laguna #300kmodAfryki #winogreckie #winiarnia #Chania #StareMiasto #PortWenecki #kulturaminojska #sunny #Rethymno #Heraklion #Knossos #Balos #Gramvousa

0 komentarzy
bottom of page